Bieszczady, VII 2008
Ponownie w Bieszczadach, tym razem dwa tygodnie spędzone w Wołosatem. I ponownie wiele wrażeń
Ale najdłużej zapamiętam wieczorne wyjście na Tarnicę - a tam: brak ludzi na górze, impresyjny zachód słońca, ciszę w bukowym lesie rozświetlonym robaczkami świętojańskimi. Na drugim miejscu burza z gradem pod Tarnicą - a po niej niesamowity kolaż czerni pasm górskich i bieli chmur szybko powstających w dolinach na skutek parowania wody. Warto było zmoknąć do suchej nitki, by to zobaczyć.
|
|